Turin Marathon - Przygotowania

Ciężka praca na treningu oraz cierpliwość nie dadzą Tobie gwarancji osiągnięcia sukcesu, mimo wszystko osiągnięcie go bez ich udziału jest wręcz niemożliwe. Przez wiele miesięcy starałem się znaleźć wyjście z marazmu w jakim tkwiłem, mimo wszystko nawet przez chwilę nie przestawałem ciężko trenować oraz nie traciłem cierpliwości. Mój upór został nagrodzony w miniony weekend podczas maratonu w Turynie gdzie osiągnąłem metę jako drugi zawodnik. Przebiegnięcie całego dystansu zajęło mi 2.14'40", co pozwoliło mi na wywalczenie tytułu Wojskowego Mistrza Świata !
Wieczorem 17 czerwca siedziałem bardzo smutny oraz zawiedziony na jednej z ławek przed sceną...właśnie przebiegłem 4. Nocny Wrocław Półmaraton z czasem 1.08'...najgorszym w życiu. Biegłem na tyle na ile miałem sił a i tak nabiegałem 1.08', nie mieściło mi się w głowie jak mogłem upaść tak nisko i tak szybko. Tego wieczoru upewniłem się ,że kilka dni temu podjąłem słuszną decyzję...pożegnałem się z trenerem. Wróciłem do domu grubo po północy i zamiast iść spać wypiłem kilka piw. Byłem tak załamany ,że nie mogłem spać. Tej nocy pozwoliłem sobie na rozterki ponieważ mi się należało. Zmarnowałem sporo czasu, a kariera nie jest długa. Kolejnego dnia wstałem już z planem ratunkowym w głowie, wiedziałem że jest właściwy ale nie wiedziałem czy wypali...zostało mi tak niewiele czasu...zaledwie 3 miesiące z małym hakiem do maratonu. Tego dnia nie wyszedłem na trening...właśnie rozpocząłem roztrenowanie...
Zawsze w obliczu takiego problemu, który mnie trapił najlepiej jest zresetować organizm, dać mu odpocząć i budować od zera. Tylko wtedy będziesz miał pewność, że ten ,,domek z kart", który właśnie masz zamiar budować się nie rozsypie...Przez dwa tygodnie odpoczywałem i starałem się bawić, robić to co sprawiało mi radość. Było to niezbędne aby mieć w sobie pozytywną energię gdy rozpocznę już treningi. W drodze do maratonu zaplanowałem sobie trzy starty kontrolne:
- Mistrzostwa Polski w biegu na 10km
- Mistrzostwa Polski w Półmaratonie
- Start na 10km tydzień przed maratonem
Do pierwszego z nich zostały mi cztery tygodnie, przez pierwsze trzy trenowałem na dużej objętości, podstawą treningu była siła biegowa oraz drugi zakres. Mistrzostwa Polski potraktowałem na luźno, bez treningu specjalistycznego. W końcu coś kosztem czegoś....Trening tlenowy zrobił swoje. Na kilka dni przed, byłem już w dobrej dyspozycji. Przebiegłem na dużym luzie 10km po 3'11" i przepaliłem to jeszcze tysiącem w 2'43". Mimo sporych nadziei po ostatnim treningu, start w Gdańsku kompletnie mi nie wyszedł. Po czterech kilometrach złapała mnie kolka i zawinąłem się do boksu. Nic tak nie deprymuje jak nieudany start kontrolny na początku przygotowań, mimo wszystko starałem się odsuwać niepokojące myśli. Najważniejsze ,że czułem się dobrze na treningach i z każdym kolejnym tygodniem czułem się coraz mocniejszy. Przez cały czas mocno kontrolowałem tętno spoczynkowe oraz wagę. Wiedziałem ,że muszę zgubić 3 kilogramy w najbliższych 2 miesiącach...
Kolejnym etapem przygotowań był obóz w Szklarskiej Porębie, przez 23 dni szlifowałem formę na reglach oraz na zakręcie śmierci. Biegałem już 200km na tydzień. Trening również się zmienił, pojawiły się trzecie zakresy oraz biegi tempowe, trenowałem również na kilometrowych podbiegach. Pod koniec obozu czułem się mocno, w Pile zamierzałem pobiec szybko i zdobyć medal Mistrzostw Polski. W końcu bez potwierdzenia na startach kontrolnych ciężko liczyć na udany maraton. Pech mimo wszystko zdawał się mnie nie opuszczać...w przedostatni dzień zgrupowania skręciłem bardzo poważnie kostkę. Szczerze to myślałem ,że mam już po maratonie...Na pogotowiu na szczęście okazało się ,że nie ma pęknięć...ufff. Kostka spuchła strasznie...nie było mowy o bieganiu. Zamiast biegać, na treningu jeździłem rowerem. Po kilku dniach było już lepiej z kostką, nogi niestety jednak były bardzo ciężkie. Postanowiłem nie rezygnować ze startu. W Pile zapłaciłem za swoją nadgorliwość i zbyt ciężki trening zastępczy. Kolejny raz pobiegłem słabo....1.05'41", nie zdobyłem nawet medalu! Mimo takiego wyniku czułem się inaczej niż w Pradze czy we Wrocławiu...wreszcie przebiegłem całość czując się dobrze, mając energię i parcie do przodu. Na szczęście kostka wytrzymała chociaż kolejnego dnia strasznie mnie bolała...
Po Pile wróciłem do Szklarskiej Poręby na ostatnie szlify, zostały trzy tygodnie ciężkiej pracy. Kosta dalej mocno bolała, przed każdym treningiem spędzałem godzinę na rozciąganiu jej i masowaniu opuchlizny. Postawiłem na mocny trening, biegałem bardzo dużo odcinków tempowych i sporo długich biegów. Na jednym z treningów przebiegłem na zakręcie śmierci 10km w 30'18"...Wiedziałem ,że jest dobrze. Nie wiedziałem tylko dlaczego nie wychodzi mi na startach! Prosto z obozu zjechałem na ostatni start kontrolny do Strzelina. Na start przyjechał m.in. Adam Nowicki. W głowie miałem jedną myśl ,,jeśli w Turynie ma być dobrze to dzisiaj muszę z nim wygrać". W sezonie 2016 ta sztuka ani razu mi się nie udała...Po ośmiu kilometrach biegu zaatakowałem biegnąc z górki kilometr w 2'40". Oderwałem się i wygrałem. To zwycięstwo dało mi wreszcie potwierdzenie ,którego tak bardzo potrzebowałem i co nie udało mi się w Gdańsku i Pile.
Ostatni tydzień przed startem głównym to zdecydowanie najgorszy czas... przypominam wtedy paranoika ,który wszędzie widzi zagrożenie dla zdrowia. Do tego dochodzi dieta białkowo-węglowodanowa ,która osłabia strasznie organizm i sprawia ,że nagle biega się po prostu fatalnie. Przeczekałem ten czas wychodząc z domu wyłącznie na trening, unikałem ludzi...Skupiłem się na swoim zadaniu. W powietrzu unosił się stres...
Do Turynu dotarliśmy po długiej podróży, na szczęście cali i zdrowi. Przed ostatnią nocą łyknąłem jeszcze aspirynę i poszedłem spać. Wiedziałem ,że zrobiłem wszystko co mogłem i dobrze się samemu wytrenowałem...byłem spokojny i spałem dobrze. Rano rozpocząłem przygotowania...zjadłem skromne śniadanie, zakleiłem sutki i wysmarowałem się wazeliną...Na rozgrzewkę udałem się z kolegami Mariuszem Giżyńskim, Michałem Kaczmarkiem i Błażejem Brzezińskim. Humory dopisywały ale w głowie się kotłowało...Stojąc na starcie wiedziałem ,że jeszcze chwila i wszystkie emocje ustąpią wraz ze strzałem startera...zawsze tak jest. Gdy pada ten strzał wszystkie myśli wyparowują, a Ty po prostu robisz co do Ciebie należy. Dzisiaj moim zadaniem było przebiec jak najszybciej 42km i 195m.