Podsumowanie sezonu 2018

          Osiemnasty sezon mojej kariery sportowej nie mógł zacząć się lepiej. Nie tylko samopoczucie ale również pierwsze starty wskazywały na to ,że to będzie bardzo dobry rok. Cieszyło mnie to tymbardziej ,że w sierpniu rozegrane miały zostać Mistrzostwa Europy w LA, a ja planowałem wystartować w nich na dystansie maratonu…

 

 

 

          W styczniu wybrałem się na pierwsze grupowanie kadry narodowej od dłuższego czasu. Cieszył mnie powrót do tego grona. Zawsze jest to jakieś wyróżnienie, nawet jeśli wie się jak wygląda to ,,od kuchni”. Czułem się wypoczęty po poprzednim sezonie i z impetem zabrałem się za trenowanie. Bieganie szło wyjątkowo dobrze, żaden trening nie stanowil większego problemu mimo ,że na treningach osiągałem duże prędkości. Pierwszy start kontrolny na warszawskich Bielanach wyszedł bardzo dobrze. Byłem zadowolony i z jeszcze większą energią przystąpiłem do kolejnego mezocyklu treningowego. Wybrałem się na zgrupowanie do Włoszech. Trenowałem mocno, na jednym z treningów przebiegłem 4x3km po około 8’50”.

 

 

          Potwierdzeniem dobrego przygotowania oraz wysokiem formy był start w Weronie na dystansie półmaratonu na koniec mojego zgrupowania we Włoszech. W samotnym biegu od startu do mety pobiłem swoją życiówkę sprzed siedmiu lat, pobiegłem 1.03’17”. Ten start sprawił mi mnóstwo radości i mocno pobudził nadzieję. Zacząłem coraz bardziej wierzyć w to ,że w kwietniu podczas Orlen Warsaw Marathon wreszcie pobiję swój rekord życiowy na dystansie maratonu. Uważam ,że już rok wcześniej w Ottawie byłem w stanie to zrobić ale zabrakło szczęścia. Upalne warunki pozbawiły mnie szansy na dokonanie tego. Tym razem wszystko miało być dobrze.

 

 

          Ostatnim etapem przygotowań do kwietniowego maratonu było zgrupowanie w amerykańskim Albuquerque. Uważałem to miejsce za szczęśliwe ponieważ właśnie tutaj szykowałem się w 2012 roku do maratonu w Wiedniu gdzie nabiegałem 2.11’34”. Zgrupowanie przebiegało bardzo dobrze a nogi kręciły się coraz lepiej. Po jednym z treningów gdzie na dużej swobodzie wykonałem 3x5km po około 3’06” na wysokości 1600m n.p.m. byłem już pewny swego. Forma była gotowa… Dwa dni później wszystko się zawaliło. Zatrułem się jedzeniem w hotelu gdzie przebywaliśmy. Kilkudniowe zmagania z chorobą wyssały ze mnie całą energię. Od tego momentu cała forma oraz swoboda z jaką biegałem zniknęła. Przez ostatni miesiąc do maratonu ledwo wykonywałem treningi ,często ich nie kończąc. Musiałem jednak stanąć na starcie aby dać sobie szansę na wywalczenie kwalifikacji na Mistrzostwa Europy w berlinie.

 

 

           Od samego początku Orlen Warsaw Marathonu czułem się kiepsko. Już na 15km byłem bliski podjęcia decyzji o zejściu. Jedyne co mnie trzymało na trasie to myśl o Mistrzostwach Europy. Z walki o tytuł najlepszego Polaka odpadłem bardzo szybko. Sił starczyło mi na wywalczenie brązowego medalu Mistrzostw Polski. Na metę wbiegłem z wynikiem 2.15’, dalekim od wyniku w jaki celowałem.

 

 

          Rezultat jaki osiągnąłem wystarczył do zakwalifikowania się do Mistrzostw Europy. Chcąc dać sobie szanse na dobre przygotowanie się do tej imprezy postanowiłem odpocząć i zrobić trzytygodniowe roztrenowanie. Po przerwie wznowiłem trening ale w dalszym ciągu czułem się osłabiony. Ewidentnie skutki zatrucia połączone z pobytem w wysokich górach spowodowały ,że mój organizm potrzebował więcej czasu na regenerację. Przerabiałem to już kiedyś po dwumiesięcznym pobycie w Kenii, kiedy to po przetrenowaniu w górach dochodziłem do siebie przez pół roku. Problem był w tym ,że wspomnianego czasu nie miałem. Przygotowania do Mistrzostw przeplatane były dobrymi i złymi treningami. Robiłem co mogłem aby przygotować się do nich jak najlepiej. W ostatnim momencie przygotowań organizm jakby zaskoczył. Do Berlina pojechaliśmy z dużymi nadziejami oraz sporymi obawami odnośnie pogody.

 

 

          Zmagania na trasie berlińskich Mistrzostw Europy zakończyłem na 21 miejscu. Nie udało się nam również sięgnąć po medal w klasyfikacji drużynowej. Przez pierwsze 25kilometrów biegu czułem się bardzo dobrze. Miałem dużą swobodę oraz poczucie sporego zapasu energii. Po raz kolejny pokonało mnie jednak odwodnienie. Uważam ,że byłem przygotowany do tych zawodów dobrze. Na tyle ,że w komercyjnym maratonie wystarczyłoby to na wynik w granicy 2.13’, raczej nie lepiej…

 

 

          Rywalizacja w tak trudnych warunkach jak w Berlinie sprawiła ,że szybko zdałem sobie sprawę z faktu ,iż ten sezon się już dla mnie zakończył. Organizm był tak spustoszony ,że nie byłem w stanie wykonywać żadnych mocniejszych treningów przez blisko dwa miesiące. Niestety dla mnie okazało się ,że z powodu problemów kadrowych czeka mnie w tym roku jeszcze jeden maraton. Miałem pomóc kolegom podczas Wojskowych Mistrzostw Świata w maratonie w Libanie. Odmówić nie mogłem mimo ,że sił i energii brakowało.

 

 

          W okresie jesiennym starałem się odzyskać radość z biegania startując w licznych biegach ulicznych w Polsce. Cel udało się osiągnąć a przy okazji wygrać prawie wszystkie biegi w jakich startowałem. W Bejrucie wystartowałem i pomogłem na ile było mnie stać. Wystarczyło do zdobycia srebrnego medalu w klasyfikacji drużynowej. 

 

 

          Cieszyłem się ,że dotrwałem do końca sezonu w zdrowiu. Na koniec zrobiłem kolejną trzytygodniową przerwę i wraz z początkiem grudnia rozpocząłem spokojnie przygotowania do kolejnego sezonu…

 

 

          Reasumując cieszy mnie ,że pobiłem w tym roku swój kolejny rekord życiowy trenując siebie samego. Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu ,że stać było mnie na znacznie więcej a wszystko zostało gdzieś zaprzepaszczone przez to cholerne zatrucie w Stanach. Kariera nie trwa jednak długo dlatego zamykam ten rozdział i już myślę o sezonie 2019!

 

Fot. Running Creatives