Mistrzostwa Europy - Tilburg 2005

 
          Gdy masz już na koncie kilka medali Mistrzostw Polski Twoje myśli zaczynają zataczać trochę szersze kręgi, chcesz sięgnąć po coś więcej. W grudniu 2005 roku moim celem było zdobycie medalu Mistrzostw Europy. Indywidualnie było to na pewno zadanie bardzo trudne aczkolwiek nie niewykonalne. Drużynowo za to mieliśmy zdecydowanie większe szanse. W Polsce nigdy dotąd  żadna reprezentacja nie zdobyła medalu w klasyfikacji drużynowej. Jedynymi medalami pochwalić się za to mogła Justyna Bąk. My chcieliśmy to zmienić…
 
 
 
Rocznik 1986 zawsze uchodził za bardzo utalentowany. Trudno było przez to zdobyć medal Mistrzostw Polski, ale dawało to nadzieję na powalczenie w Europie z innymi reprezentacjami. Szykując się do zawodów czuliśmy ,że naszymi największymi rywalami będą Węgrowie oraz zawsze mocni w biegach przełajowych Brytyjczycy. Szlifowaliśmy formę w Szklarskiej Porębie realizując bardzo mocny trening. Jakbym dzisiaj zobaczył juniorów tak trenujących to pewnie postukałbym się po czole i uśmiał pod nosem. W każdym razie zagryzaliśmy zęby i trenowaliśmy ile sił w nogach. 
 
 
Po zgrupowaniu czekał na nas bieg eliminacyjny w Namysłowie. Pamiętam ,że wygrałem ten wyścig a za mną na metę wpadali Kamil Murzyn, Łukasz Skoczyński, Mateusz Demczyszak oraz Wojciech Kopeć. Nie wiem czy dokładnie w takiej kolejności ale tak mi się przynajmniej wydaje. Do drużyny dołączony został Marcin Chabowski ,który przez kontuzję kolana był wyłączony z biegu. Tworzyliśmy zgraną drużynę dlatego po biegu wszyscy wspólnie się cieszyliśmy. Myślami każdy z nas był już trochę w Holandii bo tam czekali na nas mocni rywale.
 
 
W Tilburgu rywale zjawili się w najmocniejszych składach. Latem ścigaliśmy się z nimi podczas letnich Mistrzostw Europy w Kownie dlatego wiedzieliśmy kogo na co stać. Charakterystycznym punktem każdego wyjazdu na Mistrzostwa Europy w przełajach była przedstartowa odprawa trenera Zbigniewa Rolbieckiego, który obecnie pełni funkcję szefa szkolenia w Polskim Związku Lekkiej Atletyki. Trener postawił przed nami konkretny cel, interesowało go tylko złoto. Po odprawie każdy wiedział ,że żarty się skończyły i trzeba się skupić na robocie. 
 
 
Po 15 latach nie pamiętam dokładnego przebiegu całego wyścigu. Pamiętam ,że na starcie trener ustawił nas według poziomu, ponieważ nasz boks mógł pomieścić tylko dwóch zawodników obok siebie. Zabieg ten miał uchronić najmocniejszych w drużynie przed zamknięciem i potrzeba przebijania się na wąskiej trasie. W pierwszym szeregu stanąłem razem z Marcinem Chabowskim. Za nami ustawił się Kamil Murzyn z Łukaszem Skoczyńskim a na końcu Mateusz Demczyszak z Wojtkiem Kopciem. Po starcie ustawiliśmy się bardzo dobrze, zaraz za pierwszą linią. Przez większą część wyścigu biegłem razem z Kamilem Murzynem i Marcinem Chabowskim na końcu pierwszej grupy. Naszym zadaniem było trzymanie tempa grupy i nie pozwolenie im na urwanie się. Do drużyny punktowało czterech najszybszych zawodników więc liczyliśmy na to ,że czwarty z naszej drużyny trzyma kontakt z nami. Pamiętam jak w trakcie biegu Kamil zapytał mnie o No-Spę… Wiedział ,że zawsze mam ją przy sobie a niestety zaczął odczuwać problemy żołądkowe. Miałem schowane dwie tabletki w rękawiczkach. Biegnąc w pierwszej grupie walczyłem o to aby wyciągnąć je i podać koledze. Pamiętam stres gdy wyciągając pierwszą ta wyleciała mi z rąk i poleciała w błoto. Przy drugiej na szczęście miałem więcej szczęścia. W pewnym momencie trójka najmocniejszych rywali urwała się a my wspólnie trzymaliśmy się grupy pościgowej. Medale indywidualne odjechały dlatego skupiliśmy się na tym aby powalczyć drużynowo. Kamil niestety w pewnym momencie zaczął słabnąć i odpadać od naszej grupy. Ostatni kilometr wyścigu był naprawdę szalony. Biegliśmy sporą grupą w niewielkich odległościach i ścigaliśmy się do samej mety. Do końca walczyłem z Marcinem o wyższą pozycję, ostatecznie zmierzono nam ten sam czas. Marcina jednak sklasyfikowano na 8 a mnie na 10 pozycji. Do czwartego zawodnika straciliśmy zaledwie 4 sekundy! 
 
 
Pamiętam jak po przebiegnięciu mety nerwowo czekaliśmy na naszych kolegów z drużyny. Na szczęście chłopaki wpadli dość szybko po nas. Kamil Murzyn był 19 a Łukasz Skoczyński 23. Mateusz Demczyszak był 73 a Wojtek Kopeć 99, ich lokaty już jednak nie punktowały. Patrzyliśmy wszyscy nerwowo na ekrany w oczekiwaniu na pojawienie się wyników drużynowych. Gdy się pojawiły, zaczęła się euforia! Sięgnęliśmy po tytuł Mistrzów Europy! Wkrótce później słuchaliśmy Mazurka Dąbrowskiego stojąc na podium. Dla mnie było to niesamowite wydarzenie ponieważ pierwszy raz grano go dla mnie.
 
 
Od Mistrzostw Europy w Tilburgu minęło 15 lat a żadnej innej reprezentacji nie udało się powtórzyć tego sukcesu. Niestety nie widać również aby ten stan rzeczy miał się w kolejnych latach zmienić. Po przejrzeniu listy pierwszej dziesiątki z tych Mistrzostw okazuje się ,że oprócz mnie i Marcina do wieku seniora dotarło jedynie dwóch zawodników. Włoch Dematteis ,który został między innymi Mistrzem Europy w biegach górskich oraz Brytyjczyk Vernon z życiówką na 10 000m – 27’42”. 
 
 
Z perspektywy czasu uważam ,że ta drużyna miała bardzo duży potencjał i że istniała szansa na przekucie tego sukcesu w medal w rywalizacji seniorów. To jest jednak temat na oddzielny tekst!