1.04'20" na półmaratonie w Pradze !

               Zwyciężając w 2011 roku w Kościanie z wynikiem 1.03'28" oraz rok później w Warszawie z czasem 1.03'30" myślałem ,że szybsze bieganie na dystansie półmaratonu to tylko kwestia czasu. W końcu na obu tych startach nie biegłem na maksimum swoich możliwości, tylko celowo zwalniałem aby oszczędzać siły na maraton. Poza tym byłem jeszcze bardzo młodym i perspektywicznym maratończykiem. Tymczasem od września 2012 roku, kiedy to wywalczyłem tytuł Mistrza Polski z wynikiem 1.04'04" wszystko się załamało. Przez kolejne lata biegałem bardzo słabo nie łamiąc ani razu 1.05'... Bardzo długo czekałem na przełamanie i pozytywny impuls. Dzisiaj wiem ,że łamanie rekordów życiowych jest w dalszym ciągu w moim zasięgu!

 

 

               Do Pragi jechałem po bardzo obiecujących startach kontrolnych. We Wrocławiu nabiegałem 29'29" na 10km, a w Jeleniej Górze zdobyłem tytuł Mistrza Polski w Biegach Przełajowych. Przed startem miałem jednak bardzo dużo wątpliwości. Ostatni tydzień był dla mnie bardzo ciężki ze względu na dużą ilość pracy. Poza tym wracałem do miejsca gdzie rok wcześniej przeżyłem bodaj największe rozczarowanie w mojej karierze biegnąc półmaraton w 1.07'. Czułem również sporą presję wynikającą z mojej niemocy na tym dystansie. Wystarczy zauważyć ,że przez kilka ostatnich lat nie byłem w stanie złamać nawet 1.05'! Mimo tego wszystkiego byłem dobrej myśli. Plan był taki aby trzymać się grupy biegnącej na wynik 1.03'00".

 

 

               Niebo było bezchmurne a słońce grzało coraz mocniej. Słupek rtęci podnosił się szybko. Skok temperatury jaki miał miejsce w ten weekend nie służył biegaczom. Mój organizm, jak chyba każdy inny, źle znosi kilkunastostopniowy nagły skok temperatury. Mimo wszystko musiałem stanąć na starcie i próbować pobiec jak najlepiej. Zaraz po sygnale pierwsza grupa wyrwała mocno do przodu. Ja poczekałem na swojego zająca i zacząłem za nim podążać. Pierwszy kilometr pokonaliśmy w 2'53", ku mojemu zdziwieniu dwie kobiety biegły przede mną. Zdziwienie było o tyle większe ,że dzień wcześniej na odprawie dowiedziałem się ,że mają one biec w tempie 3'06"/km! One miały jednak tego dnia najwidoczniej inne plany. Pacemaker mojej grupy w końcu wyregulował tempo i kolejne kilometry pokonywaliśmy już zgodnie z planem. Moje zdziwienie z każdym kilometrem narastało ponieważ kobiety nie rezygnowały z zawrotnego tempa i trójkę pokonały w czasie 8'51". Żeby wyobrazić sobie jak mocne jest to tempo, trzeba uzmysłowić sobie ,że nie ma w tej chwili żadnej Polki ,która dobiegłaby z tymi kobietami do trzeciego kilometra! Te dwie miały jednak w planie pokonanie kolejnych 18 kilometrów! Piątkę pokonałem w 14'52". Przy tej temperaturze tempo okazało się dla mnie dosyć mocne i zaczynałem odczuwać problemy, które nasiliły się po kolejnych dwóch kilometrach. Kontynuowanie wyścigu w tym tempie z całą pewnością skończyłoby się dla mnie niepowodzeniem. Musiałem biec wolniej aby nie doprowadzić do zwiększania się długu tlenowego. Zwolniłem więc razem z reprezentantem Ukrainy ,który legitymuje się życiówką 2.09' w maratonie.  Bieg w tempie o kilka sekund wolniejszym to było to czego potrzebowałem. Dziesięć kilometrów pokonałem w 30'04", byłem zadowolony chociaż wiedziałem ,że nie ma już większych szans na rekord życiowy. Bieg po kostce brukowej ,która jest w Pradze na sporej części trasy, powodował dodatkowe zmęczenie mięśni. Grupa kobiet biegła zaraz za nami, co wydawało się wręcz niemożliwe. Patrzyłem na nową rekordzistkę Świata na 10km ,która zamierzała pokonać jeszcze kolejnych 11km. Mimo ,że poprawiła właśnie stary rekord o 17" to nie okazywała śladów zmęczenia... Kolejne pięć kilometrów pokonałem za zającem ,który holował dziewczyny na rekord świata. Ta część trasy była pod wiatr więc wolałem biec trochę wolniej ale przynajmniej oszczędzać energię dzięki ,,tunelowi". Wspomniane 5 kilometrów pokonałem stosunkowo wolno po około 3'07"/km. Pozwoliło mi to na odzyskanie sił oraz świeżości. Zaraz po nawrocie oderwałem się od grupy i zdecydowanie przyspieszyłem. Wciąż miałem szansę na bardzo dobry wynik. Mimo kolejnych tuneli i mostów, które wiązały się z podbiegami, które trzeba było pokonać na zmęczonych nogach, udało mi się utrzymać tempo 3'04" aż do samej mety.

 

 

               W Pradze uzyskałem wynik 1.04'20" co jest moim czwartym najlepszym wynikiem w karierze oraz najlepszym od pamiętnego września 2012. Trasa w stolicy Czech mimo wspaniałych wyników nie jest wcale taka łatwa. Prawie w całości jest lekko pofałdowana, a do tego część trasy biegnie się po kostce brukowej. Biorąc dodatkowo pod uwagę temperaturę ,która dla Kenijczyków mimo wszystko była na pewno dobra, to uzyskany wynik uważam za bardzo wartościowy. Pozwala mi on z optymizmem patrzeć w przyszłość oraz na czekający mnie w maju maraton w Ottawie.