Życiówka na 10km - 28'55" !!!

          Bieg Europejski w Gnieźnie od lat przyciąga na start najlepszych polskich biegaczy oraz mocnych zawodników z Kenii i Ukrainy. Szybka trasa, dogodny termin, fajna pogoda oraz wysokie nagrody w klasyfikacji dla najlepszych Polaków sprawiają ,że Gniezno jest jednym z miejsc spotkań krajowej elity. W tym roku na starcie stanęli m.in. Henryk Szost, Błażej Brzeziński oraz wielu medalistów mistrzostw Polski. Na starcie zjawili się również trzej reprezentanci Kenii. Zapowiadał się niezły bieg co bardzo mnie cieszyło bo planowałem powalczyć o nowy rekord życiowy na 10km.

         

 

          Zaraz po strzale startera uformowała się ścisła czołówka, w której znaleźli się wszyscy najgroźniejsi rywale. Ze startu wyszedłem bardzo dobrze więc poczekałem aż inni mnie wyprzedzą i schowałem się za ich plecami. Liczyłem na to ,że tego dnia Kenijczycy podyktują mocne i równe tempo. Prędkość wydawała się niestety bardzo wolna, postanowiłem więc zachęcić rywali do szybszego biegu i wyszedłem na czoło grupy przyspieszając delikatnie. Po chwili minęliśmy pierwszy kilometr w czasie 2'50". Zdziwiłem się ponieważ byłem przekonany ,że jest zdecydowanie wolniej. Drugi kilometr prowadziłem biegnąc bark w bark z Heniem Szostem. Dwójkę mieliśmy około 5'40", a na mnie nie robiło to kompletnie wrażenia. W tym momencie wiedziałem już ,że będzie to udany dzień. Po pierwszym nawrocie biegliśmy w dalszym ciągu w okolicach 2'50"/km. Kończąc pierwszą 4 kilometrową pętlę w dalszym ciągu biegłem swobodnie i dosłownie bawiłem się biegiem szarpiąc tempo aby trochę zdenerwować Kenijczyków i sprowokować ich do szybszego biegu. Cztery kilometry pokonaliśmy w czasie 11'22" co znaczy ,że biegliśmy na wynik w okolicy 28.30"! Kenijczycy ewidentnie oszczędzali siły mając w planach kolejny start następnego dnia (wszyscy startowali w niedzielę w półmaratonie). Mi nie zależało tego dnia na miejscu czy na nagrodach. Chciałem powalczyć o jak najlepszy wynik. W związku z tym angażowałem się coraz bardziej w prowadzenie grupy aby nie pozwolić na duży spadek tempa, co często ma miejsce na tym etapie biegu. Cały czas biegliśmy w pięcioosobowej grupie składającej się z trzech Kenijczyków, mnie i Henryka Szosta. Na ulicach Gniezna zebrało się tego dnia bardzo dużo kibiców. Dodatkowo wielu biegaczy ,których mijaliśmy dopingowało gorąco mnie i Henia. Takie wsparcie dodawało otuchy i woli walki! Druga pętla była trochę trudniejsza ponieważ liczyła dodatkowe dwa kilometry, które były odsłonięte, przez co wiatr trochę nam przeszkadzał. W dalszym ciągu prowadziłem stawkę ale mimo mocnego tempa nie udawało mi się zgubić żadnego z rywali. Gdzieś na siódmym kilometrze postanowiłem się trochę schować i odpocząć. Kenijczycy objęli prowadzenie i szykowali się pomału do rozstrzygającego ataku. Czekałem na ten atak ponieważ wiedziałem ,że prędzej czy później musi nastąpić. Nagle jeden z rywali mocno ruszył. Od razu ze zwartej grupy zrobił się wężyk. Widziałem ,że Heniu cierpi ale trzyma się. Ja również pracowałem mocno ponieważ wiedziałem ,że jeśli ktoś puści to już będzie po nim. Po kilometrze nastąpiło kolejne tąpnięcie, jeszcze mocniejsze. Puściłem lekko na około 10m uciekającą dwójkę. Za mną biegł kolejny Kenijczyk i Heniu z małą stratą do naszej dwójki. Ósmy kilometr przebiegłem w 2'47"! Po międzyczasach wiedziałem, że mam szansę na połamanie bariery 29', kosmos ! Skupiłem się na trzymaniu dystansu do uciekającej pary. Cały czas biegłem w odstępie 10m ale nie mogłem zniwelować tej różnicy. Zaczął się ostatni kilometr ,który był lekko pod górkę. Dostawałem bardzo duże wsparcie od kibiców i biegaczy. Zaciskałem zęby i trzymałem. Wiedziałem ,że walczę teraz o jak najlepszy wynik. Wbiegłem na rynek na zmęczonych nogach, wypatrywałem zegara. Patrzę, a na nim 28'40", a ja jestem już naprawdę blisko mety. Spiąłem się na koniec, rywali nie mogłem już dogonić ale liczyła się każda sekunda. Na metę wpadłem w czasie 28'55" ze stratą zaledwie 3" do zwycięzcy. Nie miało to dla mnie jednak większego znaczenia. Właśnie pobiłem swój rekord życiowy! Pierwszy raz od wielu lat. Byłem szczęśliwy.

 

 

          W Gnieźnie miałem prawdziwy ,,dzień konia".  Jeszcze nigdy nie czułem się tak dobrze i tak luźno podczas biegu.  Na mecie nie czułem się nawet specjalnie zmęczony, co akurat jest charakterystycznym uczuciem gdy jest się w szczycie formy i w euforii towarzyszącej pobiciu rekordu życiowego. Wynik osiągnięty w Gnieźnie jest kolejnym dobrym wynikiem w tym sezonie co daje mi poczucie stabilizacji. Cieszę się ,że w zeszłym roku podjąłem decyzję o trenowaniu siebie samego. Wydaje się ,że była to kluczowa decyzja dla mojego rozwoju.